Nie było możliwości zadawania pytań, paneliści przekraczali czas - częściowo sensownie, a częściowo wyrażając sobie nawzajem uznanie. Trochę ogólnie ciekawych rzeczy było, ale bez ważnych dla nas konkretów. W każdym panelu siedział przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia, więc wypowiedzi pozostałych panelistów były ostrożne. A na pytania skierowane do nich, przedstawiciele MZ odpowiadali często, że oni nie do końca są od tego / pracują od dwóch miesięcy / zrobią co mogą, a co mogą, to się zobaczy. Ekonomiści ostrzegali, ze obecny dobry wynik budżetowy to efekt rozkręconej konsumpcji (500+ już podobno dokłada się do wzrostu tylko psychologicznie) i braku bezrobocia, a to nie pociągnie gospodarki dłużej niż 2-3 lata, bo inwestycje zamarły, więc nie ma gwarancji, że dalej będzie tyle pieniędzy na służbę zdrowia.
Panel o polityce lekowej - smutny. Postulaty o dostęp do nowoczesnych leków były jakie wszyscy znamy, a między wierszami i otwartym tekstem - z refundacji najłatwiej zabrać pieniądze na inne cele - obecnie na sieć szpitali. MZ widzi cenę leków, a nie korzyści pośrednie i oszczędności w innych sferach - np. brak hospitalizacji / L4, więcej lat pracy obywatela. Zapisane w ustawie 17% na leki refundowane nie zostało w żadnym roku w pełni wypłacone, zwykle refundowano mniej. Spec od polityki lekowej nieco niepewnym głosem obiecał, że spróbuje utrzymać te 17%. O realnych wydatkach nie mówił. Na koniec wstała przedstawicielka firmy Janssen (producent Zytigi, sponsor konferencji) i zapytała, ile MZ wyda minimalnie na leki, bo inwestycje wymagają gwarancji zwrotu.
Kardiolodzy smętnie wspominali, ile to dobrego zrobili i starali się uprzejmie powiedzieć, że rząd zabrał im pieniądze bez merytorycznego uzasadnienia. i że już zaczyna być widać skutki. I że dają pieniądze niewydolnej onkologii.
Panel urologiczny był najgorszy z tych, na których byłam. To bardzo zamknięta grupa zawodowa, wśród skromnej widowni większość to byli koledzy urolodzy. Takiego spijania sobie z dzióbków i klepania po pleckach dawno nie widziałam. Większość prezentacji prof. Chłosty i prof. Drewy to była chwalba jakie prężne jest Polskie Towarzystwo Urologiczne i na jakim poziomie prowadzi egzaminy zawodowe. I że sami (czytaj - ze składek członkowskich) opłacają te egzaminy EBU. I że państwo im nie daje (a daje radioterapeutom). I nie bierze ich do gremiów onkologicznych. Tak upłynęła ponad połowa godzinnej sesji.
Następnie prof. Kołodziej bardzo sensownie i zwięźle przedstawiła statystyki i przewidywane trendy w nowotworach urologicznych oraz perspektywy nadejścia "srebrnego tsunami" czyli drastycznego zwiększenia się odsetka starszych osób w społeczeństwie.
Potem prof. Dobrach mówił o czynnikach ryzyka oraz postulował tworzenie na wyższych poziomach referencyjnych zespołów operujących, które trzaskałyby operację za operacją, a jeśli urolog wykonywałby mniej niż 5 operacji danego typu rocznie, musiałby przekazywać im pacjentów. I żeby lepiej wyceniano LPR niż RP otwarte.
Przedstawiciel NFZ Jacyna powiedział na koniec, że pytanie o przygotowanie do srebrnego tsunami to nie do niego, a co do centralizacji, to w ramach zainicjowanej sieci szpitali ma być właśnie takie 30-50 zespołów, a jeśli dany szpital robi rocznie mniej niż 5 operacji danego typu, to nie będą refundowane. Po czym urolodzy serdecznie się pożegnali z kolegami i popędzili na dworzec.
Dla rozrywki zostałam jeszcze na panelu młodych menedżerów start-upów rozwijających nowe technologie medyczne. Ciekawe. Zwłaszcza implanty wspomagające leczenie glejaka zmiennym polem elektromagnetycznym (wkładane przy operacji w lożę po usuniętym guzie i zasilane przez indukcję z zewnątrz czaszki), a do tego generujące ultradźwięki wspomagające przenikanie chemioterapeutyków przez naczynia krwionośne do mózgu - czyli omijanie bariery krew-mózg.
Podsumowując - pouczające to było, acz mało optymistyczne.
Dobrze, że konferencja była bezpłatna.
Sprawozdanie złożyła Iza (bela 71)
Pełnomocnik – wolontariusz
10/10/2017